Koty i dzieci w jednym domu
Mam w stosunku 2:2. Koty w wieku ok. 7 lat i dzieci 1-3. Koty były zanim były dzieci i czasami mnie wkurzały. Szarpaniem nówki sztuki kanapy, spaniem w ubraniach (kot biały na czarnym płaszczu, kot czarny na białej bieliźnie...), gonitwami o 5 nad ranem. Ale luz, dało się to znieść, dopóki nie pojawiły się dzieci i nie doszło permanentne niewyspanie i... łatwo wybudzające się potomstwo.
Nie, nie będę namawiać nikogo do oddania sierściuchów do schroniska zanim urodzą się dzieci. Chcę tylko napisać, że czasami z kotem i dzieckiem pod jednym dachem jest... beznadziejnie! I że kociarze ze swoim entuzjazmem czasami mocno przesadzają.
1) Rzygi. Koty rzygają. Liżą się, połykają sierść, a jak nie strawią, to zżerają rośliny doniczkowe i haftują po całym domu. Stali moi czytelnicy wiedzą czym się to może skończyć.... Nie tylko wejściem dziecka w rzygi (Córka Pierwsza często najwcześniej wstaje i np. o 5.30 ogłasza "Mamo, tutaj kot narzygał!!!!"), ale także próbą pożarcia wymiocin przez młodsze dziecko. Fuj!
2) Stłuczone naczynia. Koty zwalają szklanki, kubki, wazony z kwiatami, doniczki. Setki razy odganiałam dzieci i w pośpiechu sprzątałam szkło, które te futrzaste gnojki rozbiły. Dzisiaj o 5 rano zbierałam dzbanuszek z palemką wielkanocną, żeby córki w nie weszły w szkło.
3) Budzenie..... Oooooo, tak. Za to kotów NIENAWIDZĘ. Dziecko smarka/boli je brzuch/odreagowuje intensywny dzień. Budzi się co kwadrans popłakując. Dochodzi 4 nad ranem, wreszcie zasypia. O 5 do pokoju z hukiem wpadają koty (wbrew pozorom koty potrafią tupać. Do tego otwierając sobie drzwi walą skrzydłem w ścianę) i jeden zaczyna drzeć mordę. Włazi Córce Drugiej do łóżka i jojczy. Córka się budzi... koniec spania proszę państwa! A gdyby nie p****** kot spałaby może do 6.00! I nikt mi nie powie, że to kwestia przyzwyczajenia dziecka. Budzi się tak samo moja CP, która od początku spała we własnym pokoju, odgradzana od kotów i CD, która od urodzenia śpi w naszej sypialni, do której koty mają dostęp. I się kurde nie przyzwyczaiła.
4) Drapanie. Córka Pierwsza od czasów niemowlęcych lubi koty. Nigdy ich nie tarmosiła, nie szarpała za ogon, nie straszyła, ale kot jeden jej nie lubi. Gdy miała rok zrobił jej sznyty na policzkach i nosie. Kociarze mi mówili "Ej, no nie denerwuj się na kota, jej się to zagoi". I się nie zagoiło! Po 2 latach moja 3-letnia córka ma już oznaki mieszkania z kotem pod jednym dachem. A gdyby trafił w oko, byłaby niepełnosprawna. A najbardziej rozwalił mnie tekst zakochanej do granic możliwości w kotach koleżanki, gdy zastanawiałam się czy nie użyć w domu feromonów zmniejszających u zwierząt stres i obniżających poziom agresji. Otóż napisała mi, że powinnam pracować nad dzieckiem, bo to dziecko na pewno coś kotu zrobiło. No nie zrobiło i nie robi do dzisiaj, a kot mimo wszystko, regularnie to dziecko drapie. Tylko obecnie sięga jedynie do tyłka, a nie do buzi.
5) Toksoplazmoza. Sranie w banie. Mam koty od 30 lat, nigdy toksoplazmozy nie miałam i w ciąży kotów nie wywaliłam. Sprzątałam im kuwetę, normalnie brałam je na kolana. Tokso łatwiej się zarazić obierając ziemniaki albo jedząc niedopieczonego kotleta.
6) Powtarzam jeszcze raz - jesteś w ciąży i masz kota? Nie oddawaj kota... ani nie usuwaj ciąży. Przygotuj się jednak na to, że z dzieckiem będziesz miała roboty po pachy, a koty ci nic nie ułatwią. Opowieści o tym jak to wspaniale mieć koty i dzieci poczytaj sobie ku pokrzepieniu serc. Ja póki co tej wspaniałości nie zauważyłam, za to obiecałam sobie, że jak te moje zemrą (a pewnie stanie się to nie rychło) to więcej kotów mieć nie będę. Dzieci z resztą także nie....
7) Wszelkie komentarze namawiające mnie do wywalenia jednak kotów na bruk pozostawię bez odpowiedzi.
8) Wszelkie komentarze kociarzy, którzy będą na mnie wieszali... psy, również pozostawię bez odpowiedzi.
9) Punkt 5 i 6 był po to, żeby mnie kociarze nie powiesili za punkt 1, 2, 3 i 4