Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglą darki.
Jestem przerażona - moja 16-sto letnia Aisza ma raka tarczycy. Od 2 lat miała niedoczynność tarczycy a teraz prawdopodobnie ma raka. Ostateczna decyzja zapadnie za kila dni ale ja bardzo się boję. Wetka powiedziała że być może nie będzie potrzebna operacja a wystarczy leczenie jodem. Na operację nie mam pieniędzy a w domu jest jeszcze druga kicia. Mimi ma 3 latka. Wiem że leczenie jodem u ludzi wymaga całkowitego odseparowania przez 10 dni. A jak to wygląda u kotów. Wetka mówiła, że u kotów dawka jest tak mała, że separacja nie będzie konieczna. Ale czy tak jest naprawdę? Kto miał już taki problem? Pomóżcie proszę.
Z tego co się orientuję, to rak tarczycy u kota nie jest bardzo groźny jeśli nie daje przerzutów i nie uciska tchawicy. Być może Aisza miała już nowotwór wcześniej, bo może on powodować niedoczynność lub nadczynność tego gruczołu. Jeżeli wet mówi, że nie ma potrzeby izolacji kota to pewnie tak jest, po co miałby oszukiwać?
caryca pisze:Wiem że leczenie jodem u ludzi wymaga całkowitego odseparowania przez 10 dni.
E...tam z tą separacją ludzi to też nie jest przestrzegane. Byłam leczona jodem-131 i nikt mi nie mówił, że mam się zamknąć w domu na 10 dni (okres połowicznego rozpadu tego izotopu wynosi ok. 8 dni), co więcej moja ówczesna szefowa wymusiła na mnie, pod groźbą zwolnienia, żebym przychodziła do pracy.
Mnie też lekarka proponowała leczenie jodem ale na razie się nie zgodziłam bo nie mam możliwości 10-cio dniowej izolacji. Mieszkam z wnuczką która jest leczona metotraxatem i to dużą dawką. Dlatego też nie wiemy co z ewentualnym jodem dla kici. W przyszłym tygodniu wnuczka jedzie z Aiszą znów do wetki. Nie wiem co postanowią.
tarczyca i jod? jesli nie ma przerzutow - to kicia powinna jeszcze pożyć. opreacja wyciecia jest ryzykowna, metoda nieinwazyjna leczenia izotopami? Po Czernobylu? to zycie bedzie toczyc sie dalej. bez wzgledu na to, ze ruskie onuce wysłały ludzi na smierc i do tego ukradli wszysko co sie dalo z obserwacji
A więc decyzja zapadła. Aisza będzie miała operacyjnie usuniętą tarczycę. Operacja przewidziana na sierpień. Jedyny zakład weterynaryjny w naszym województwie który takie operacja wykonuje znajduje się w Ostrowie Wielkopolskim A my mieszkamy w Poznaniu. To bardzo daleko. Poza tym moja wnuczka / Aisza to jej ukochany kotek/ 22 lipca wychodzi za mąż i wcześniejsza operacja Aiszy nie jest możliwa- koszt samej operacji to około 3000 zł + koszt poprzedzających operację badań + pobyt w lecznicy po operacji to sumie około 5000 zł. Wnuczka na ten cel przeznaczy całe swoje lipcowe wynagrodzenie /6500 zł/. To już postanowione i uzgodnione z jej przyszłym mężem. Wcześniej nic nie da się zrobić. Jest jeszcze coś, czego ja się najbardziej obawiam- w maju Aisza skończy 16 lat. Czy przeżyje operację?
Nie wiem. Aisza i Mimi - obydwie od urodzenia są pacjentkami Centrum Zdrowia Małych Zwierząt i to tam wnuczkę poinformowano, że taką operację robią tylko w Ostrowie Wklp.
Decyzja została podjęta- nie będzie operacji. Ostatnie badania wykazały niewielką poprawę stanu zdrowia Aiszy- nawet trochę przytyła. Jedno tylko się zmieniło- Aisza nie słyszy. Ale jeśli wziąć pod uwagę jej wiek /16,5 / to jest tak jak u mnie. Obie mamy 80 lat a ja też słabo słyszę. Wetka oceniła stan zdrowia Aiszy jako bardzo dobry / siersć, zęby, ruchliwość/. Damy jej spokojnie pożyć tak długo jak długo będzie miała ochotę.
no kiciusia swoje lata ma - tutaj wybor uporczywego podtrzymywania zycia czy opieka paliatywna? zawsze jest to ciezki wybor. i kazdy pozostawia niedosyt - swiadomosc czy zrobilo sie co tylko bylo mozna?