Sytuacja jest ciekawa, ale nie tragiczna. Przynajmniej dla naszego kraju. Przynajmniej, na chwilę obecną.
Krym jest autonomia i nie chce dłużej być częścią Ukrainy. Rosja, powołuje się na fakt, iż w Ukrainie nie działają legalne rządy. Stąd, dali też i schronienie prezydentowi (byłemu?). Dokładnie na to samo, powołali się 17 września 39 roku.
Widzę np. na FB ludzi wręcz panikujących. Rozumiem oburzenie w sprawie wkroczenia wojsk Rosji na Ukrainę. Co my możemy zrobić? Nic. Dosłownie nic. Nawet nie mamy prawa krytykować postępowania przedstawicieli naszego rządu. To bardzo delikatna sprawa. Pragnę przypomnieć, że dość liczne, prawicowe partie Ukrainy, zupełnie niedawno, upominały się o pewne tereny Polski.
Całość sytuacji politycznej, militarnej i ekonomicznej na naszej wschodniej granicy jest cholernie ciężka.
A co my jako kraj? Jedyne co możemy zrobić, to powołując się na punkt 4 Karty Atlantyckiej, poprosić o wzmocnienie granic RP na wschodzie. Sami nie dysponujemy wystarczającą siłą by przeciwstawić się jakiejkolwiek agresji. Nie mówię tu o wtargnięciu wojsk Ukrainy (bo to nie jest realne), czy też Federacji Rosyjskiej. Chodzi o prawdopodobne wypady grup bojówkarzy, którzy mogą chcieć zwyczajnie wciągnąć w konflikt ościenne państwa. Jest to mało prawdopodobne, acz możliwe. Nie każdy mieszkaniec Ukrainy cieszy się z ingerencji naszego rządu w niedawne zajścia na Majdanie i udział Sikorskiego w negocjacjach.
Polska jest obecnie bardzo słabym militarnie krajem. Nasze jedyne jednostki które posiadają jakie takie doświadczenie bojowe, bronią właśnie Iraku i Afganistanu, oraz kilku mniejszych państewek w świecie.
Wszystkie polskie kontyngenty zagraniczne, powinny zostać w trybie natychmiastowym wycofane do jednostek macierzystych. Mało tego, ale zawsze coś.
Jeśli NATO udzieli poparcia w przypadku poproszenia Polski o wypełnienie punktu 3 Karty, to też nie liczmy na kokosy. Raczej nikt palcem nie kiwnie by nie budzić Niedźwiedzia.
NATO posiada około 15 tysięcy żołnierzy szybkiego reagowania, którzy praktycznie gotowi są w ciągu 24 godzin dotrzeć w każde miejsce świata. Jakoś nie wyobrażam sobie by nagle dowodzący zechcieli ponosić ogromne koszty transportu takiej ilości wojska i sprzętu by wzmocnić naszą wschodnią granicę.
Ewentualnie przesuną kilka okrętów w rejon Morza Czarnego, podeślą eskadrę myśliwców z niemiec (od Sissi
) na lotniska w Łodzi, oraz nasilą obserwację okolic Krymu. Satelitarną. I tyle.
Jedno jest istotne, by w tej chwili NATO pokazało, że czuwa. Bez zbędnych akcji które mogą doprowadzić do eskalacji konfliktu.
Ukraina jest obecnie w trakcie poważnego przewrotu. Kto tam ma dostęp do czego, diabli wiedzą. Pamiętajmy, że Ukraina nadal dysponuje najstraszniejszą bronią.