Moderator: ikxio
Sissi pisze:dobre ,mocne i prawdziwe
Bajki dla potłuczonych – ekologiczna wizja Czerwonego Kapturka
Autor: kruszyzna Data: 20 września 2013
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za zieloną granicą i żelaznym murem, w kraju, o którym nie słyszał nikt, łącznie z Koreą Północną, mieszkała mała dziewczynka. No dobra, taka najmłodsza to ona nie była, ale z racji uwarunkowań biologicznych nie mogłaby zaśpiewać za Fasolkami „i niedługo przerosnę mamę, tatę i sosnę”. Niech będzie więc rozumiane dosłownie, że mała dziewczynka. Dziewczynka owa nie kryła się ze swoimi mocno lewackimi poglądami, dlatego przez mieszkańców wioski (no bo w końcu musi być w pobliżu jakaś wioska) zwana była Czerwonym Kapturkiem. Czerwony Kapturek nie posiadał żadnej legitymacji partyjnej (był raczej wolnym strzelcem), blisko mu było poglądowo do ruchu zielonych, dlatego był aktywnym członkiem Greenpeace.
Pewnego dnia mama zawołała Czerwonego Kapturka i powiedziała:
- Córeczko moja, babcia, która mieszka na drugim końcu tego wielkiego lasu, powiedziała mi dzisiaj, że bardzo źle się czuje. Pójdź do niej, proszę, zanieś jej coś do jedzenia.
Czerwony Kapturek westchnął w duchu, że skoro się wybrało miejsce zamieszkania na takim zadupiu, to trzeba teraz ponosić konsekwencje. Ma się co prawda zagwarantowane obcowanie z naturą, jednak wszystkie sklepy cholernie daleko i bez samochodu (i to terenowego) ani rusz. Babcia samochodu nie miała, prawa jazdy też nie, dlatego nie stała zbyt wysoko w kapturkowej hierarchii wartości. Dziewczynka miała co prawda w planach ratowanie wielorybów, ale cóż było robić. Mus to mus.
- Tylko pamiętaj, nie schodź ze szlaku – przykazała mama
- Jasne, jasne – powiedział Czerwony Kapturek, po czym zabrał wałówę i już go nie było.
Poszedł sobie Czerwony Kapturek per pedes, ponieważ ekologiczne zacięcie kazało mu ograniczać emisję spalin. Szedł i szedł, bo ten drugi koniec lasu jak na złość był cholernie daleko, aż tu nagle spotkał wilka.
- Siemka! – rzekł wilk
- Hejkum tejkum! – odpowiedział Czerwony Kapturek
- Dokąd idziesz, dziewczynko? – zapytał wilk
- No, no, no, bez takich mi tu – zaperzył się Czerwony Kapturek. – Jak mi jeszcze raz wyjedziesz z dziewczynką, to marny twój los.
- Wyluzuj, kobieto! – oburzył się wilk – pytam po prostu grzecznie, gdzie cię nogi niosą.
Czerwony Kapturek rozejrzał się dookoła i uświadomił sobie, że jest w środku lasu, sam jeden, a na przeciwko stoi groźny osobnik. Postanowił być milszy.
- Idę do babci i niosę jej jedzenie. Babcia mieszka na drugim końcu lasu pomiędzy dwiema wysokimi sosnami w małym domku obciążonym wielką hipoteką.
- Acha – powiedział tylko wilk, bo ta hipoteka zbiła go nieco z pantałyku.
Przyjrzał się jeszcze raz stojącej przed nim postaci. Dziewoja. Prawdopodobnie pełnoletnia, choć wygląda na mniej i wyraźnie ma na tym punkcie kompleks. Chude to to, w bojówki odziane, jakaś szmata udająca koszulkę i totalnie obciachowa czapka z daszkiem. Wilk miał koncepcję, jak spędzić popołudnie, ale pomyślał jeszcze chwilę i zmienił plany.
- To trzymaj się, nie będę cię zatrzymywał – powiedział do dziewczynki. – Kto wie, może zmierzasz drogą po wielką niespodziankę?
Czerwony Kapturek patrzył za oddalającym się wilkiem i pomyślał sobie, że nie wie, co ten zwierz bierze, ale powinien zmienić dilera. W duchu pożałował, że wilk wykazał się typowo samczym egoizmem i nie zaproponował pomocy przy niesieniu koszyka. Pójście piechotą oprócz wymiaru niezwykle pozytywnego w postaci robienia dobrze środowisku naturalnemu miało swoje ewidentne wady w postaci konieczności dźwigania tego i owego, a na pomysł pojechania rowerem Kapturek z niewiadomych powodów nie wpadł. Powlókł się więc dalej swoją drogą i pomyślał, że jeśli jeszcze raz matka wrobi ją w tę altruistyczną stachanowkę, to przysięga, że jeszcze tego samego dnia ruszy na biegun i będzie kolczykować tuńczyki.
Szedł Czerwony Kapturek i szedł, aż doszedł. Do drzwi doszedł, żeby skojarzeń przypadkiem mi tu nie było, no! Zapukał do babci i nic. Zapukał jeszcze raz – dalej nic. Użył w końcu dzwonka i dalej nic. Postanowił skorzystać z praw fizyki i postawił na akcję w postaci naciśnięcia klamki i pchnięcia. Drzwi były otwarte.
Wszedł więc do środka, rozglądnął się po ciemnym pomieszczeniu, babci nigdzie nie zobaczył. Dwa kroki naprzód jeszcze zrobił i… w tym momencie zapaliło się światło, zza kanapy wyskoczyła babcia, a zza stołu wilk z aparatem fotograficznym oraz cały tłum krewnych i znajomych Królika, wszyscy z balonami w rękach, po czym wszyscy ryknęli, ile sił w płucach:
- Wszystkiego najlepszego!!!
Czerwony Kapturek zbaraniał. Zapomniał oczywiście o swoich urodzinach, pochłonęły go bowiem całkowicie sprawy natury światowej. Wilk szczerzący się w uśmiechu po same ósemki podszedł do Kapturka, objął go ramieniem i powiedział zupełnie wprost.
- Kochanie, wyglądasz wujowo. Jak zobaczyłem cię w lesie, od razu straciłem apetyt. Jakieś szmaty masz na sobie, co to w ogóle jest? Ponieważ z zamiłowania jestem projektantem mody, postanowiliśmy z twoją babcią, że nieco odmienimy twój image. By żyło ci się lepiej, dziecko drogie. Dzisiaj są twoje urodziny. Masz tutaj pełną szafę ciuchów, wybieraj.
Czerwony Kapturek stał, stał i zastanawiał się, co powiedzieć.
- Wnusiu, dlaczego masz takie wielkie oczy? – spytała babcia, krojąc tort.
- Żeby objąć wzrokiem wszystko, co widzę, babciu.
- Aha, bo nieco to dziwne. A dlaczego masz taką wielką torbę?
- Bo tego… – zająknął się Czerwony Kapturek – pierwotnie było tam dla ciebie jedzenie, ale wyczułam, że tu musi być jakiś szwindel z tą twoją chorobą, plany więc się zmieniły.
- A wnusiu, dlaczego masz takie wielkie coś w rękach? – babcia poczuła się już mocno niepewnie.
- Żeby przypomnieć ci, gdzie jest prawo i sprawiedliwość. To jest tego, zawalczyć o wolność, równość i braterstwo.
Po wyciągnięciu więc kałacha i poinformowaniu towarzystwa, że są aresztowani, Czerwony Kapturek zabrał się do dzieła. Razem ze swoim wspólnikiem, który od dłuższego czasu działał pod przykrywką leśniczego i nawiązywał z babcią ściślejsze relacje w celu zdobycia jej zaufania, wyciągnął na światło dzienne całą stertę podróbek wyższopółkowych ciuchów, od Prady zaczynając na Diorze kończąc. Babcia domyślała się, że krąg wokół niej zaczyna się zacieśniać i że jej wnuczka może mieć z tym coś wspólnego, podjęła więc próbę przekupstwa dziewoi w postaci wyprawienia urodzin i obdarowania szafą podróbek. Kapturek nie dał się nabrać, bo ekologiczno-greenpeasowskie zamiłowania były tylko sprytną zasłoną dymną, a tak naprawdę działał w CBŚ. Babcia i jej wspólnik wilk zostali więc aresztowani, reszta uczestników imprezy zwolniona z przykazem stawiania się na komendzie co tydzień przez najbliższe pół roku, a Kapturek z leśniczym w ramach nagrody za wykonanie zadania pojechali na Malediwy. A potem żyli długo i szczęśliwie, gdyż od kilku lat tworzyli udany, acz nieformalny związek.
ikxio pisze:W środku nocy dzwoni telefon, zaspany właściciel firmy transportowej odbiera.
Halo ,szefie przejechałem psa,co mam zrobić.
Zdenerwowany szef na to,zakop go i szybko wracaj.
Za pół godziny znowu telefon: Szefie zakopałem ,ale co mam z radiowozem zrobić ?
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości