Moderator: Alexa
Od prawie roku syn truje mi o kota. Takiego małego, koniecznie czarnego kotka. Ja za to truję synowi, że kot to nie zabawka, że trzeba się nim zajmować, sprzątać kuwetę, karmić, czesać, że nie będzie wiecznie mały, tylko z czasem urośnie i tak dalej. Kiedy pierwszy raz wspomniał o chęci posiadania zwierzaka, stwierdziłam, że odczekam kilka miesięcy, żeby się przekonać czy rzeczywiście tego chce czy to tylko chwilowa zachcianka. Temat kota nadal wypływał przy każdej możliwej okazji.
W końcu zmiękłam i zgodziłam się na futrzaka, uznając to za dobrą okazję do nauczenia syna odpowiedzialności. Jednak pod warunkiem, że syn rzeczywiście będzie się nim zajmował, inaczej poszukamy zwierzakowi innego domu.
Kot zamieszkał z nami i został obdarzony imieniem Zygzak.
No i wyszło na to, że po raz kolejny zostałam matką wyrodną. Gdy odbierałam syna z przedszkola zaczepiły mnie dwie matki kolegów syna z grupy. Że jak tak można, żeby dziecko musiało kotu jeść dawać i po nim sprzątać, przecież w tym wieku to on się tylko bawić powinien. A zmuszając syna do takich rzeczy ZNĘCAM SIĘ NAD NIM i one czują się w obowiązku mnie nawrócić z tej drogi, zanim zrobię mojemu dziecku krzywdę i będzie miał traumę do końca życia.
Zaśmiałam się jedynie i kazałam im nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Ciekawe czy niedługo nie nawiedzi mnie pracownik socjalny, żeby sprawdzić jak bardzo nieszczęśliwy jest mój syn z powodu opieki nad kotem.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości