O półdzikich i dzikich dachowcach
: poniedziałek 23 lip 2012, 17:30
Dzisiaj musiałem uratować małego kotka - czarnego, półdzikiego, dachowca. Sąsiadka, pewnie przypadkowo, zamknęła go w swojej altanie, na ogródkach działkowych. A jak to było to już mówię
Przychodzimy na działkę i widzimy, że jest tylko jeden maluch i matka. Jednego brakuje ( ), bo mają być dwa. Po jakimś czasie dochodzi miauczenie z altany sąsiadki a kotka-matka kręci się tam niespokojnie. Krótka narada i wchodzę , przez płot , na nieswoją ziemię... Na szczęście z jednej strony jest uchylone okno, ale jest przybita, z zewnątrz, siatka plastikowa (kotek nie ma szans wyjść). Delikatnie zrywam róg siatki i uciekam
Po jakimś czasie widzimy dwa kotki. Ja mogę wskoczyć jeszcze raz i naprawić szkody a maluchy znowu baraszkują razem. I tak to jest z małymi kotami. Poniżej zdjęcia urwisów...
Przychodzimy na działkę i widzimy, że jest tylko jeden maluch i matka. Jednego brakuje ( ), bo mają być dwa. Po jakimś czasie dochodzi miauczenie z altany sąsiadki a kotka-matka kręci się tam niespokojnie. Krótka narada i wchodzę , przez płot , na nieswoją ziemię... Na szczęście z jednej strony jest uchylone okno, ale jest przybita, z zewnątrz, siatka plastikowa (kotek nie ma szans wyjść). Delikatnie zrywam róg siatki i uciekam
Po jakimś czasie widzimy dwa kotki. Ja mogę wskoczyć jeszcze raz i naprawić szkody a maluchy znowu baraszkują razem. I tak to jest z małymi kotami. Poniżej zdjęcia urwisów...